Po co komu blog?

            Blog ma się po to, żeby być blogerem. Tak stwierdzam, bo prowadzenie go coś mi nie idzie. Jak weszłam tu ostatnio to mi się pousuwały zdjęcia, a potem nie chciały inne wejść na ich miejsce. Złośliwe bestie. To im powiedziałam, gdzie mnie mogą pocałować i poszłam prosić męża. On nagle nie umie (zobaczymy w sobotę rano, kto, czego zapomni…). Nie mam czasu iść do Latynosa, a on to się zna i fotografem też jest. Czytam za to, po 2 do 5 stron dziennie, aż nie zasnę, albo się bateria w czytniku nie wyładuje. Tym sposobem od kwietnia przeczytałam dwie książki. Obie genialne. Jedna, wiadomo kogo, z miłości bym ją mogła przeczytać jeszcze ze sto razy, ale tylko z miłości. Już tak jest dołująca, że aż prawdziwa. Co o niej pomyślę, a minął czas jakiś, to mi się serce kraje i strach mnie oblatuje, że i mi nie będzie dane spełnić swoich marzeń. A spełniam przecież powolutku. Piszę, i to uwaga, za pieniądze! Ha! Kto by pomyślał, na pewno nie pani od polskiego w liceum, i tłumaczę! Ha! Pani od francuskiego też by była zdziwiona… Tak to już jest, że życie zaskakuje. Ja też co rano sobie zadaję pytanie: czy te dzieci są moje?

Cholerne wakacje. Ja przepraszam, ja wiem, że powinnam się cieszyć każda chwilą z tymi słodkimi istotkami…i przebiegłymi, a jakże. Znalazły na mnie sposób. Jedno na to wpadło, a drugie podpatrzyło: Mamusiooooo! – Jestem zajęta, Skarbie (odkąd usłyszałam jak się bawią w mamę i dzieci – koniki co prawda, ale zawsze – i mama jest ciągle zajęta, to mnie sumienie ruszyło i unikam tego tłumaczenia)… – Mamusiooo! – Mama pracuje (też już kucykowa zarobiona nagle) – Mamusiooo! – Słucham?! – ja ciebie bardzo, bardzo kocham, na sto i dwa zero. Nosz by cię wszyscy święci, nie zamkniesz tego laptopa w choinkę? Zamkniesz z bólem serca, zrobisz w nocy, albo i nie, trzeba mieć priorytety. – Ja cię kocham na milion córeczko/synusiu, co być chciał/a? – szukierka, palówkę, ciateczko, sipsy, siusiu już nie chcę, bo na dywan zrobiłem… Aaaaaaaaaaaa!!! A obiad miał być zaraz, ale nie będzie, bo miałam najpierw coś skończyć, a potem szybko ten makaron, a tu ani nie skończone, a jeszcze śmierdzi i po szmatę trzeba iść i świeże gatki, i spodenki (dzięki Bogu to lato, jakbym miała rajtuzek jeszcze szukać to zawał murowany)! – Proszę (pełna kultura), masz tego cukierka, zanim mamusia obiad zrobi, to jeszcze dwie bajki obejrzycie.

A tak, by były w szkole, nikt by nie był wyspany, ale za to spokojny (ja), wybiegany (one), najedzony (one i mąż – rano im zwykłam kanapki szykować zanim wybędą) i obejrzany (jest taki serial, co nawet latem leci), złożony (pranie, luksus prasowania w innym życiu, choć lubię), napisany i przetłumaczony. A tak jest tylko jeden w… – wniebowzięty oczywiście, choć prawda lepiej by się zrymowała. A miałam o czym innym pisać w sumie, może to i lepiej, będzie na zaś. Całuję!

P.S. Ach, tak mi się wzięło na czułości, bo widzę, że ktoś tu zagląda, mimo, że echo mu odpowiada i na fejsie też, choć się nie spisuję… dziękuję!

Dodaj komentarz